niedziela, 13 listopada 2016

Porwanie  lądowanie w Tiutiurlistanie... znaczy w  Cascais 



Po 4 godzinach w samolocie, 1 godzinie w metrze i 40 minutach w pociągu dotarłem do Cascais byłem zmęczony, zaskoczony ciepłem i oczarowany miasteczkiem. Rankiem następnego dnia po …. 30 godzinach podróży / tu pozwolę sobie wyliczyć /  busem do Berlina, samolotem do Porto,  autobusem do Lizbony, metrem i pociągiem do Cascais, pojawił się Olek.  Nucąc lub raczej mamrocząc  pod nosem, czym prędzej się wybierajcie do mariny podążajcie … ruszyliśmy do gościnnej marinyCascais. Tu, dzięki pomocy firmy Delphia Yachts, która dowiozła nasz kieszonkowe krążowniki czekała już  na nas „Krwawa mery” lekko przykurzona po przejechaniu 3600 km.
Żywo zabraliśmy się, znaczy ja i Aleksander i reszta naszej wycieczki do pracy i już po kilku godzinach Blody Mary  lekko niczym SMS Schleswig Holstein  bujała się przy kei. Kolejne dni zajęło nam przekładanie rzeczy i prowiantu.  Bo jak tu w jednej małej szafie zmieścić wodę i prowiant i narzędzia i ubrania na trzy miesiące ale …ale w końcu się udało. A że jak mówi stare przysłowie w portach statki gniją a marynarze schodzą na psy postanowiliśmy się z Oleczkiem wybrać do Seixal. Ale to już calkiem inna historia w cyklu „ Podróże kulinarne z Aleksandrem”



A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym.
Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still Cascais  crazy












piątek, 28 października 2016

 The final countdown part II

Łódka stała już w hangarze u Waldka /szkutnika, maratończyka, kolarza i żeglarza/ dno zostało pomalowane nową farbą, którą otrzymałem od Pana Andrzeja Minkiewicza z firmy Oliva. Wnętrze zostało pomalowane i dzień po dniu wypełniało się prowiantem, wodą, sprzętem, narzędziami, żaglami i tysiącem innych ważnych i nieco mniej ważnych szpargałów.
Na placu Stoczni Delphia Yachts z Olecka, która jako sponsor zobowiązała się zawieźć nasze małe bolidy do Portugalii, tiry już grzały silniki :).
Godzina "W" - czyli wyjazdu - została ustalona na poniedziałek rano, raniutko. Martwiłem się i to bardzo czy ze wszystkim zdążę, bo miałem wrażenie, że dni uciekają, a ja jestem w proszku.

Poniedziałek. Tydzień do wyjazdu
W tym momencie dzwoni kolega i mówi: "Stary, słuchaj, jest taka sprawa...Nie dam rady w poniedziałek. Czasowo to karkołomne, bo w niedzielę na drugim końcu polski muszę być i w ogóle ciężko.
Co powiesz na wtorek ???".
Wtorek? Hmm, 24 godziny więcej na prace i przygotowania? :).
No dobra... Ale na bank.

Poniedziałek. 24 godziny do wyjazdu.
SMS: ADAM nie pojadę z Tobą do Olecka
Mam lekki stan przedzawałowy, kolejny który nie robi już na mnie wrażenia.
Klnę jak szewc, :) ale jestem sam w hangarze, to co sobie będę żałował

Poniedziałek.  12 godzin do wyjazdu.
Dzwoni Kacper, który własnie wraca z Olecka
Cześć. Kiedy jedziesz???
Hmm, jak tak dalej pójdzie, to... nigdy.
Słuchaj, ja wracam, przyczepa jest moja to Ci ją zostawię. Będę w Warszawie za dwie, trzy godziny.

Poniedziałek. 9 godzin do wyjazdu.
Dzwoni Kacper.
Słuchaj, Adam, miałem awarię, zwarcie na przyczepie.
Stoję w ciemnej... alejce nie mam świateł ani w przyczepie, ani w aucie. Raczej nic z tego już dziś nie będzie. Czekam na kumpla, mam nadzieję, że rano ruszę dalej.
 Mam lekki stan przedzawałowy, kolejny, kolejny, kolejny :).

Wtorek. Godzina planowanego wyjazdu.
Dzwoni Szymon.
Tylko mi tu nie becz. Mam auto. Zadzwoń, że przyjedziesz do Olecka jutro.
Przyjadę o 16, załadujemy łódkę i w środę rano jedziemy.

I... pojechaliśmy.

P.S. W Łomży zapalił nam się samochód. Miałem lekki stan przedzawałowy, kolejny, kolejny, kolejny, kolejny :).

A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym.

Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still lekki stan przedzawałowy crazy





Aha a tak wygląda Olek w rzymskim stroju roboczym :) 

czwartek, 27 października 2016

Mój przyjaciel Leszek 

Jak śpiewał Joey Tempest, a właściwie Rolf Magnus Joakim Larsson, wokalista zespołu Europe, The Final Countdown. I tak, to już było końcowe odliczanie przed startem naszych małych wielkich regat. Niestety, tempa przygotowań nie wytrzymał... mój portfel. Znaczy łódka była cała piękna i dookoła piękna i gotowa do drogi, ale nie byłem w stanie sfinansować jej powrotu do kraju. Tu pojawiła się myśl: skoro nie możesz wrócić to zostań na Karaibach, ale szybko odrzuciłem ten pomysł z powodów Asiowych :). I wtedy spotkałem Leszka. Umówiłem się z nim, znaczy Leszkiem, na spotkanie w jednej z sieciowych kawiarni przy ul Emilii Plater w Warszawie. Przyszedłem wcześniej, bo stres kazał mi wyjść z domu z godzinnym zapasem, żeby się nie spóźnić. A potem okazało się, że na Emilii Plater są dwie kawiarnie tej samej firmy i... nie byłem w tej, w której być powinienem. Zziajany i zdyszany, wpadłem przepraszając  za spóźnienie. Leszek wysłuchał mojej historii, tej o spóźnieniu i tej o budowie łódki w dużym pokoju. I tej o starcie w regatach, o marzeniach i dążeniu do ich realizacji. Długo rozmawialiśmy, od pierwszej chwili jak starzy przyjaciele :) wreszcie Leszek powiedział: "Dobrze, wiem już wszystko... Pomogę Ci". I tak właśnie na miesiąc przed planowanym wyjazdem - mówiłem że to już było końcowe odliczanie? - znalazłem kolejnego, ostatniego sponsora, czyli  Lecha Free. Lech a dla przyjaciół Leszek pomoże wrócić mojej małej łódeczce do domu po jej wielkim rejsie :).

A ponieważ Lech Free pasuje do każdej okazji, w której nie tylko chcemy ugasić pragnienie, ale i maksymalnie się orzeźwić. Jest idealny dla osób prowadzących aktywny tryb życia, które cenią sobie wolność, ale rozkoszują się smakiem piwa. Znaczy idealny jest :) dla mnie :)

A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym.

Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still Lech Free crazy







środa, 26 października 2016

http://boja.org.pl/

W naszym życiu co jakiś czas pojawia się urządzenie/przedmiot/, które bardzo chcemy mieć, ale mamy nadzieję, że nigdy nie będzie nam potrzebne. Tak jest w przypadku  tratwy ratunkowej, radioławy EPIRB, czy choćby kasku rowerowego. Tak jest również w  przypadku boi masztowej.
Czym jest????? Wg konstruktora ‘boja masztowa’ - pneumatyczny pływak na maszt - to urządzenie przeznaczone do montażu na szczycie masztu jachtu żaglowego. Pływak, utrzymując top masztu przy powierzchni wody, może zapobiec wywróceniu jachtu do góry dnem, a także zmniejszyć ryzyko wypadnięcia niezamocowanego na pokładzie sprzętu i drobnego wyposażenia, utraconego niejednokrotnie po wywróceniu jachtu do góry dnem.
W przypadku przewrócenia jachtu, kiedy maszt jest utrzymany przy powierzchni - urządzenie ułatwia postawienie jachtu na wodzie.

Jak działa boja możemy zobaczyć na filmie
https://www.youtube.com/watch?v=atT4psv6IKw&feature=youtu.be

W myśl zasady, że strzeżonego Pan Bóg strzeże, otrzymałem od Pana Lecha boję do testów. Zarówno dla mnie, jak i dla boi, będzie to transatlantycki debiut :). I cóż, tak jak pisałem na początku, mam nadzieję, że nigdy nie będzie nam potrzebna :))).

A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym.

Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still http://boja.org.pl/ crazy






wtorek, 25 października 2016

Mangiare 

Dawno, dawno temu Pan Filip z firmy quicker-food obiecał że na rejs dostaniemy od firmy, tu powtórzę jej nazwę: quicker-food, 120 racji dziennych wyśmienitych posiłków przygotowywanych z miłością :). Obiecał i słowa dotrzymał.  Dnia trzeciego sierpnia roku pamiętnego przybyło jedzonko z miasta sąsiedniego - co ja mam z tymi piosenkami.
Troszkę byłem przerażony, bo była to cała paleta jedzonka. Po przepakowaniu zestawów z kartonów do worków było jednak duuużo lepiej czyli bardziej kompaktowo :).

A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym.

Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still quicker-food crazy






poniedziałek, 24 października 2016

http://stillcrazy.pl/


Tak. Wiem. Jestem zazdrośnikiem. Tak więc pozazdrościłem Olku Hanuszu strony dinghyadventures.pl i dzięki pomocy Jacka/Jacy oraz Harrego ruszyła: http://stillcrazy.pl/  - i to jest to miejsce, w którym przewidziane są brawa dla chłopaków! Tak więc klikamy, podziwiamy i lajkujemy i w ogóle zachwycamy się stroną :).

A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym.

Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / stillcrazy.pl



niedziela, 23 października 2016

Kim jest OLEK


Jak wiecie, w maju nasza wyprawa znalazła się na życiowym zakręcie lub, jak kto woli, na mieliźnie. Było mi naprawdę bardzo ciężko i nie wiedziałem, czy kontynuować przygotowania, czy może dać sobie z tym wszystkim spokój.
Tutaj wypadałoby zaśpiewać:
Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział
Stary, czy masz czas
Potrzebuję do załogi jakąś nową twarz...
 I tak ja potrzebowałem kogoś, kto tchnie nowego ducha w projekt.
Dni zmieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące i wtedy na  mojej drodze pojawił się  ON.
Wyskoki, przystojny - i co tu dużo mówić - gdybym był Anetą, to bym się zakochał.
To był Olek, czyli jak sam o sobie pisze na stronie http://dinghyadventures.pl/ , półwytrawny rocznik 1983 z tradycyjnego szczepu warszawskiego. Jachtowy sternik morski, absolwent Wydz. Geografii UW oraz Turystyki i Rekreacji AWF w Warszawie. Założyciel wypożyczalni kajaków w warszawskim parku Szczęśliwickim, redaktor Forum Extremum, ratownik, instruktor pływania i narciarstwa, tancerz w teatrze tańca ludowego „Woda na Młyn”, na rynku pracy od dłuższego czasu wolny strzelec – wbrew wszystkiemu panicznie starający się utrzymać ten status.

I tak projekt Still Crazy z nowym duchem i Olkiem, który nie przeprasza za swoją przystojność ruszył do przodu :).

A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym.

Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still dinghyadventures crazy





niedziela, 2 października 2016

List do M part II

W poprzednim poście napisałem: "Zgodnie z zaleceniem długość uprzęży  została dopasowana, a na pokładzie ... w godzinach ... no późną nocą lub bardziej bladym świtem pojawił się dodatkowy punkt wczepiania pomiędzy zejściówką a masztem". 

Teraz dodaję zdjęcia z tej wiekopomnej chwili. Wytrawny obserwator pośród niemałego bałaganu dostrzeże  dodatkowy punkt wczepiania oraz moje nowe żółte wąsy :) 


A co było dalej i kim jest Olek Hanusz opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym..

Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still żółte wąsy crazy




piątek, 30 września 2016

List do M

Skończyło się rumakowanie na zatoce i zaczęła się praca...znowu.
Łódka powli zapełnia się prowiantem, wodą i tysiącem innych drobiazgów :) i tak mamy...

1. Środki bezpieczeństwa i komunikacji
- EPIRB
- Plb
- Radio VHF ręczne 2 sztuki
- Odbiornik  AIS do laptopa
- Spot Gen3
- Laptop
- Reflektor radarowy
- Kamizelki ratunkowe 2 sztuki
- Uprząż 2-linowa 2 sztuki
- rakiety czerwone 6 szt.
- pochodnie ręczne 4 szt
- pławki dymne 2 szt.
- Apteczka + podstawowy zestaw chirurgiczny
- Pompa zęzowa
- Ręczna odsalarka
- Olek Hanusz

2. Sprzęt nawigacyjny
- mapy Imray
- locje wysp Atlantyku, samego Atlantyku, wybrzeża Portugalii  i Karaibów
- spisy świateł  Portugalia, zachodnie wybrzeże Afryki. Wyspy Kanaryjskie,  Cabo Verde i Karaiby
- GPS ręczny Garmin - 3szt.
- Kompas - 1x wewnętrzny, 1x zewnętrzny
- Barometr
- Lornetka
- Sekstant
- Jesteś u celu. Prowadził Cię Olek Hanusz

3. Instalacja elektryczna
- 12V z panelem słonecznym 2x60W i akumulatorem 100Ah
- Lampa topowa 3-sektorowa

4. Inne
- Kotwica -  1x pługowa + lańcuch + lina 50 metrów
- Dryfkotwa
- Gaśnica
- Olek Hanusz

5. Żagle
- Fok marszowy - 2 szt
- Fok sztormowy - 1 szt
- Grot marszowy - 1 szt
- Genaker - 1 szt

Zgodnie z zaleceniem długość uprzęży  została dopasowana a na pokładzie ... w godzinach ... no późną nocą lub bardziej bladym świtem pojawił się dodatkowy punkt wczepiania pomiędzy zejściówką a masztem.

Pozdrawiam i bądzcie z nami
adam/still Olek Hanusz crazy




środa, 4 maja 2016

This is the end


Ostatnie dwa lata były bardzo intensywne.
Wspólnie z Piotrem pracowaliśmy, planowaliśmy, czasem kłóciliśmy się…
Przede wszystkim jednak marzyliśmy o oceanie i zimnym piwie pod palmami.
Te dwa lata to 1300 maili od Piotra, kilka tysięcy rozmów telefonicznych
i każdy weekend spędzony wspólnie pracując przy łódce.
Owocem dzielonej przez nas pasji, marzenia, jest łódka,
którą chrzciliśmy zaledwie dwa tygodnie temu…
O wszystkim informowaliśmy Was drodzy czytacze na niniejszym blogu.

Ponieważ Piotra nie ma już z nami, zmarł nagle, przygotowując się do rejsu, uznałem,
że  blog "O dwóch takich co … " zostanie zawieszony.
Był/jest to blog o naszej wyprawie i naszym marzeniu, kontynuowanie go w tej formie jest…
zbyt trudne.


Jakie będą dalsze losy naszego projektu? W tym momencie jeszcze nie wiem.

Pozdrawiam
adam/still crazy



środa, 27 kwietnia 2016

Co tam się działo...

Po uroczystym wodowaniu (i tutaj klikamy )
https://www.youtube.com/watch?v=akJNsA_Pj-0
nadszedł czas na… uroczyste chrzciny.
Ale jak mówią Amerykanie: What Happens In Vegas Stays In Vegas.
Spuśćmy zatem zasłonę milczenia na to, co się wydarzyło w Dobiegniewie :).

A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym..

Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still Las Vegas Parano crazy
 




 

wtorek, 19 kwietnia 2016

dawno dawno temu na Morzu Karaibskim...

Przypomniała mi się anegdota, o tym jak na Morzu Karaibskim odbywały się manewry NATO. 
Dowódcą całości był admirał amerykański zaokrętowany na lotniskowcu.
W skład ćwiczącego zespołu okrętów wchodził kanadyjski krążownik, 
weteran drugiej wojny światowej. Pierwszego dnia miał uszkodzenie steru, 
drugiego - awarie kotłów, trzeciego - spięcie w generatorach.
Ostatniego dnia manewrów admirał postanowił zakpić sobie z kanadyjskiej jednostki 
i wysłał do dowódcy krążownika następujące pytanie:
"Zdoła pan rozwinąć szybkość 30 węzłów?"
Dowódca kanadyjskiego krążownika odsygnalizował:
"Naprzód czy wstecz, panie admirale?"


Cóż… z naszymi manewrami było podobnie. W pierwszym tygodniu kwietnia mieliśmy 
się wodować, ale… nie udało nam się skończyć wszystkich zaplanowanych przed 
wodowaniem prac. W drugim… łódka co prawda nareszcie dojechała nad wodę, 
ale w związku z kłopotami przy wodowaniu nie udało się nam jej otaklować, 
a nasz silnik nie wrócił jeszcze z przeglądu.
Wreszcie w miniona sobotę udało nam się otaklować nasz kieszonkowy krążownik, 
zamontować silnik i … nareszcie wypłynąć.
I  cóż, rozwinęliśmy prędkość 30 węzłów :). I tu należy zacytować Piotrusia:

OOOOOOOOO, STARY, ALE ONA … SZYBKO PŁYNIE :))). Szkoda, że tego nie widzieliście, 
ale po minie Piotrka naprawdę widać, że szybko płynie.


A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym..

Pozdrawiam i bądźcie z nami

Adam / still kieszonkowy krążownik crazy
 










 

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

To już jest koniec...

Po 14 miesiącach radosnej twórczości, nadejszła wiekopomna chwila.

Wstaję – jak w każdą sobotę – o … 4 rano,
o 5 siedzę już w samochodzie.
Mija 6 i docieram do Tarczyna. Godzinę później łódka jest gotowa do
drogi.
O 8 przyjeżdża Robert… szybkie ładowanie na przyczepę i w drogę!
Chwilę po 11 jesteśmy już w gościnnej przystani wodnej Dobiegniewo i
wtedy dopiero zaczynają się schody :))).

14.00 – Łódka podniesiona, płetwa kilowa przykręcona, łódka gotowa
do wodowania

14.15 – Okazuje się, że przyczepa slipowa nie pasuje.

16.00 – Zmieniamy ?? (CO) przyczepy. Jest lepiej, ale nadal nie jest
dobrze.

17.00 – Robimy przedziwną konstrukcję z jednej przyczepy, sterty opon
oraz desek, na której spoczęła nasz łódeczka… Wstępuje w nas nowy
duch.

17.30 – Kiedy już wydaje się, że wszystko idzie dobrze, a łódka
bezpiecznie spłynęła do wody,
kil naszej kaczuszki więźnie i nie możemy jej ruszyć. Przyczepy
zresztą też. Ani w lewo, ani w prawo. Ani w przód, ani w tył.

18.30 – Wreszcie… Po długiej walce, udaje się uwolnić naszą
łódkę, która spokojnie dopływa do pomostu.

19.00 – Szok i niedowierzanie! Przyczepa wyjeżdża z wody do góry
kołami.

19.15 – Ruszamy do domu

20.00 – Tankuję

21.00 – Zabijam zająca… Przypadkiem… Naprawdę przypadkiem –
wyskoczył prosto pod koła!

22.00 – Wracam do domu.

I to już cała sobotnia historia.

Na koniec, w imieniu Piotra i swoim, chcę bardzo podziękować Ryszardowi,
Waldkowi, Maćkowi i Robertowi  za pomoc, pomysły i… wredne żarty

A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym..

Pozdrawiam i bądźcie z nami

Adam / still crazy