piątek, 28 października 2016

 The final countdown part II

Łódka stała już w hangarze u Waldka /szkutnika, maratończyka, kolarza i żeglarza/ dno zostało pomalowane nową farbą, którą otrzymałem od Pana Andrzeja Minkiewicza z firmy Oliva. Wnętrze zostało pomalowane i dzień po dniu wypełniało się prowiantem, wodą, sprzętem, narzędziami, żaglami i tysiącem innych ważnych i nieco mniej ważnych szpargałów.
Na placu Stoczni Delphia Yachts z Olecka, która jako sponsor zobowiązała się zawieźć nasze małe bolidy do Portugalii, tiry już grzały silniki :).
Godzina "W" - czyli wyjazdu - została ustalona na poniedziałek rano, raniutko. Martwiłem się i to bardzo czy ze wszystkim zdążę, bo miałem wrażenie, że dni uciekają, a ja jestem w proszku.

Poniedziałek. Tydzień do wyjazdu
W tym momencie dzwoni kolega i mówi: "Stary, słuchaj, jest taka sprawa...Nie dam rady w poniedziałek. Czasowo to karkołomne, bo w niedzielę na drugim końcu polski muszę być i w ogóle ciężko.
Co powiesz na wtorek ???".
Wtorek? Hmm, 24 godziny więcej na prace i przygotowania? :).
No dobra... Ale na bank.

Poniedziałek. 24 godziny do wyjazdu.
SMS: ADAM nie pojadę z Tobą do Olecka
Mam lekki stan przedzawałowy, kolejny który nie robi już na mnie wrażenia.
Klnę jak szewc, :) ale jestem sam w hangarze, to co sobie będę żałował

Poniedziałek.  12 godzin do wyjazdu.
Dzwoni Kacper, który własnie wraca z Olecka
Cześć. Kiedy jedziesz???
Hmm, jak tak dalej pójdzie, to... nigdy.
Słuchaj, ja wracam, przyczepa jest moja to Ci ją zostawię. Będę w Warszawie za dwie, trzy godziny.

Poniedziałek. 9 godzin do wyjazdu.
Dzwoni Kacper.
Słuchaj, Adam, miałem awarię, zwarcie na przyczepie.
Stoję w ciemnej... alejce nie mam świateł ani w przyczepie, ani w aucie. Raczej nic z tego już dziś nie będzie. Czekam na kumpla, mam nadzieję, że rano ruszę dalej.
 Mam lekki stan przedzawałowy, kolejny, kolejny, kolejny :).

Wtorek. Godzina planowanego wyjazdu.
Dzwoni Szymon.
Tylko mi tu nie becz. Mam auto. Zadzwoń, że przyjedziesz do Olecka jutro.
Przyjadę o 16, załadujemy łódkę i w środę rano jedziemy.

I... pojechaliśmy.

P.S. W Łomży zapalił nam się samochód. Miałem lekki stan przedzawałowy, kolejny, kolejny, kolejny, kolejny :).

A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
(prawie) codziennie powieść w wydaniu internetowym.

Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still lekki stan przedzawałowy crazy





Aha a tak wygląda Olek w rzymskim stroju roboczym :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz