Po tygodniu, kiedy Piotruś fedrował na przodku, a ja się leczyłem, spotkaliśmy się w weekend. Plan był prosty,"skończyć kadłub" :))) Determinacja wielka i ta myśl bez przerwy kołacząca się po głowie: THIS IS A GOOD DAY TO… SKOŃCZYĆ KADŁUB :))) Z wielkim zapałem i jak zawsze z dziecięcym entuzjazmem rozpoczęliśmy prace. Na pierwszej zmianie prowadził Piotruś, który choć zmęczony i jak sam twierdzi – obolały walczył z obłem prawie jak Św. Jerzy ze smokiem. Kiedy już podstawowemu składowi brakowało sił, na drugą zmianę wszedł Henryczek, który pomagał nam jak mógł. I dopingował do zwiększenia wysiłków :))) W trakcie piłowania sklejki zawsze chciał nas wesprzeć i z bliska przyjrzeć się wyrzynarce :)) Gdy zamiataliśmy, kładł się na trocinach, aby ułatwić nam sprzątanie… Dusza zwierzak :))) ale i on w końcu nie wytrzymał kondycyjnie. Na ostatniej prostej mogłem wykazać się ja i wtedy, …wtedy zabrakło nam wkrętów. Nie popisałem się więc ale jak to mówią: co się odwlecze… Podsumowując: zostało nam doklejenie dziobnicy i ostatniej płyty drugiej warstwy dna,:) więc wszystko wskazuje na to ze za tydzień odwracamy :)) pozdrawiam i bądźcie z nami adam/ still brak wkrętow crazy
"Nie możesz przepłynąć morza, stojąc na brzegu i wpatrując się w wodę" - Rabindranath Tagore
poniedziałek, 16 marca 2015
Tymczasem nadszedł weekend :)))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz