poniedziałek, 16 marca 2015

Tymczasem nadszedł weekend :)))

Po tygodniu, kiedy Piotruś fedrował na przodku, a ja się leczyłem, 
spotkaliśmy się w weekend. Plan był prosty,"skończyć kadłub" :))) 
Determinacja wielka i ta myśl bez przerwy kołacząca się po głowie:
THIS IS A GOOD DAY TO… SKOŃCZYĆ KADŁUB :)))

Z wielkim zapałem i jak zawsze z dziecięcym entuzjazmem rozpoczęliśmy prace. 
Na pierwszej zmianie prowadził Piotruś, który choć zmęczony i jak sam twierdzi 
– obolały walczył z obłem prawie jak Św. Jerzy ze smokiem.
Kiedy już podstawowemu składowi brakowało sił, na drugą zmianę wszedł Henryczek, 
który pomagał nam jak mógł. I dopingował do zwiększenia wysiłków :))) 
W trakcie piłowania sklejki zawsze chciał nas wesprzeć i z bliska przyjrzeć się 
wyrzynarce :)) Gdy zamiataliśmy, kładł się na trocinach, aby ułatwić nam sprzątanie… 
Dusza zwierzak :))) ale i on w końcu nie wytrzymał kondycyjnie. 
Na ostatniej prostej mogłem wykazać się ja i wtedy, …wtedy zabrakło nam wkrętów. 
Nie popisałem się więc ale jak to mówią: co się odwlecze…

Podsumowując: zostało nam doklejenie dziobnicy i ostatniej płyty drugiej warstwy dna,:)
więc wszystko wskazuje na to ze za tydzień odwracamy :))


pozdrawiam i bądźcie z nami

adam/ still brak wkrętow crazy
 






 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz