Po 4 godzinach w samolocie, 1 godzinie w metrze i 40
minutach w pociągu dotarłem do Cascais byłem zmęczony, zaskoczony ciepłem i
oczarowany miasteczkiem. Rankiem następnego dnia po …. 30 godzinach podróży /
tu pozwolę sobie wyliczyć / busem do
Berlina, samolotem do Porto, autobusem
do Lizbony, metrem i pociągiem do Cascais, pojawił się Olek. Nucąc lub raczej mamrocząc pod nosem, czym prędzej się wybierajcie do
mariny podążajcie … ruszyliśmy do gościnnej marinyCascais. Tu, dzięki pomocy firmy
Delphia Yachts, która dowiozła nasz kieszonkowe krążowniki czekała już na nas „Krwawa mery” lekko przykurzona po
przejechaniu 3600 km.
Żywo zabraliśmy się, znaczy ja i Aleksander i reszta naszej wycieczki do pracy i już po kilku godzinach
Blody Mary lekko niczym SMS Schleswig
Holstein bujała się przy kei. Kolejne
dni zajęło nam przekładanie rzeczy i prowiantu.
Bo jak tu w jednej małej szafie zmieścić wodę i prowiant i narzędzia i
ubrania na trzy miesiące ale …ale w końcu się udało. A że jak mówi stare
przysłowie w portach statki gniją a marynarze schodzą na psy postanowiliśmy się
z Oleczkiem wybrać do Seixal. Ale to już calkiem inna historia w cyklu „
Podróże kulinarne z Aleksandrem”
A co było dalej opowiem Wam już niebawem w naszym cyklu
Pozdrawiam i bądźcie z nami
Adam / still Cascais crazy
Adam / still Cascais crazy
Witam serdecznie
OdpowiedzUsuńMam na imie maciek i sledze przygotowania do regat od samego poczatku. W chwili obecnej na trackingu Wasz jacht znajduje sie w okolicach rownika po zachodniej stronie afryki. Mam pytanko w zwiazku z tym czy nastapila zmiana trasy czy tez elektronika plata figle.
Zyczac stopy wody pod kilem trzymam kciuki za udany rejs.
Silnych wiatrow od rufy.
Maciek z Warszawy
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGenialny wpis...
OdpowiedzUsuń